sobota, 20 lipca 2013

Frozen Bird - "Terry's Tale"


Wypada się tylko cieszyć, że co jakiś czas na rodzimym rynku muzycznym spod szeroko pojętego przedrostka art przed konkretnym gatunkiem, pojawia się płyta, którą bez ogródek można nazywać - jeśli nie genialną, to przynajmniej wielką.


Już od dawna zauważyłem, że Polscy muzycy prócz wielkich aspiracji, niebanalnych umiejętności i pomysłów posiadają jeszcze wyczucie melodii oraz klimatu, który poprzez melodie właśnie tworzą (vide Lebowski sprzed niespełna dwóch lat ze swoim "Cinematic"). Współcześnie wyczucie to rzecz niezmiernie rzadka, bo można urządzać sobie instrumentalne popisówki, które świadczą tylko o nieumiejętności komponowania, a można również tworzyć rzeczy skrajnie artystyczne, ale tu znów na pierwszy plan wychodzą wybujałe ego twórcy, którego słuchacz pocmoka raz i drugi zamyślony i w duchu stwierdzi, że i tak nic nie rozumie - ale i zachwala, bo tak trzeba, wszak awangarda kocha tylko samą siebie miłością tyleż głupią, że bezinteresowną, bezrozumną i oddaną.

Jako wielkie wydarzenie artystyczne jawi mi się więc "Terry's Tale" zespołu Frozen Bird, pod dumnym przywództwem Radka Dudy. Grupa bowiem udowodniła, że posiada doskonałe wyczucie, które pozwoliło im zbudować płytę łączącą aspiracje głęboko artystyczne z przystępnością formy, czyli po prostu dobrymi melodiami. Ujarzmiono skrajności, odnaleziono dla wielu nieosiągalny złoty środek między sztuką, a rozrywką.

Muzyczne wojaże grupy Frozen Bird mogą spokojnie stać się obiektem badań kulturoznawców i muzykologów, bo czego na "Terry's Tale" nie ma. Otwierający album "Walk Away" zaczyna się jak porządny kobiecy art-rock spod znaku polskiego zespołu Albion, tudzież Strawberry Fields Wojtka Szadkowskiego, by następnie przerodzić się w karczmienną burleskę z instrumentami dętymi i harmonijką. Późniejsze "Silence" jest jakby żywcem wyjęte z recitalu poezji francuskiej, podobnie jak musicalowy "Crystal Ball" – w żwawym rytmie budowanym przez pianino i dęciaki. Natomiast "Bastards" to już czysta muzyka z nadmorskiej knajpy dla różnej maści rzezimieszków i niewylewających za kołnierz marynarzy - sam Emir Kusturica pozazdrościłby tak doskonałego napędzania tempa przez instrumenty dęte i grupowe przyśpiewki.

 
 
 

"Lullaby" to rzecz głęboka, przejmująca - oniryczna kołysanka z przepięknym wokalem i melorecytacjami Luli, nastrojowa, z doskonałym refrenem snującym się z głośników swoją magią. "Bastards", "Lullaby" i "Home" to bodaj najdoskonalszy fragment płyty. Ostatni z wymienionych utworów zaczyna się galopującym pianinem, do którego zaraz przyłączają się skrzypce jakby z "Lotu trzmiela" Korsakova, trochę elektroniki, a później zostaje już tylko pianino, które z początku nieśmiało, później zaczyna wygrywać wspaniałą melodię narastającą aż do monumentalnego finału - piękno w czystej postaci! "One Million Glasses" to już jakby Björk ze swoich najdziwaczniejszych kompozycji... "Fish Trade" z kolei przenosi nas do Japonii czasów samurajów. "Journey of Dreams" to powrót do art-rocka wydzielającego miłą woń przełomu lat 60' i 70'. "Elusive Lights" po całej muzycznej podróży jawi się jako doskonałe zwieńczenie albumu, z pięknym wokalem Luli, fantastycznym pianinem i co rusz wychylającymi się z drugiego planu pozostałymi instrumentami, a jest ich na „Terry’s Tale” całe multum.

Mnie się jawi album Frozen Bird jako coś pomiędzy trip-hopowymi odjazdami Strawberry Fields z płyty "Rivers Gone Dry" (2009) z ostatnim dla mnie arcydziełem polskiej muzyki z kręgów art-rockowych, czyli albumem "Broken Hopes" (2007) grupy Albion. Przy czym Frozen Bird to ani rock, ani trip-hop, a totalny muzyczny mariaż, którego przynależność gatunkowa jest nieokreślona, bo jest tu elektronika, jest poezja śpiewana, jazz, przebojowość Kusturicy, melodie art-rocka, obłęd Björk... Najważniejsze jednak, że jest klimat, i że ta muzyka pobudza wyobraźnię jak najlepsza książka z kręgu literatury bajkowo-surrealistycznej, tudzież realizmu magicznego. Bo jakkolwiek by "Terry's Tales" nie starać się zaszufladkować, trzeba o tym albumie mówić jak o muzycznej opowieści, budującej pejzaże i światy, jest to jakaś forma przygody, do której potrzeba tylko zainteresowanego ucha i otwartego umysłu. Zresztą wypada przytoczyć tu słowa autorów, którzy idealnie podsumowali swój krążek: "Muzycy opowiadają historię onirycznej wędrówki młodego bohatera przez miasta pełne dziwnych postaci, tajemnych przejść i magicznych przedmiotów". Natomiast artystyczny sukces tej płyty jest o tyle wyraźniejszy, że to wciąż muzyka w swojej słownikowej definicji - nie wymagająca osłuchania w snobistycznych imprezach awangardowych artystów.

Płyta warta każdej ceny! Gorąco polecam!






"Terry's Tale" || Polska 2012
Artysta: Frozen Bird
Wydawca: Fonografika
Gatunek: jazz, eksperymentalna, art

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz