To pewne, że Lion Shepherd już na stałe zagościli na muzycznej mapie Polski, a miejmy nadzieję, że i Europy.
Zespół Kamila Haidara i Mateusza Owczarka debiutując albumem "Hiraeth" (2015) udowodnił, że jest kapelą w pełni ukształtowaną, brzmiącą zawodowo i doskonałą warsztatowo, przede wszystkim zaś już teraz prezentującą światowy poziom. Jak widać lekcje jakie panowie odrobili współtworząc wcześniej projekt Maqama przyniosły dojrzałe i dorodne owoce. Ponadto Lion Shepherd zostali wzięci pod opiekuńcze skrzydła starszego brata, bo tak chyba można mówić o wspólnym koncertowaniu z ekipą Riverside, nie tylko w Polsce, ale po całej Europie. Trudno więc nawet przypuszczać, że przygoda Haidara i Owczarka pod egidą Lion Shepherd mogłaby się w najbliższym czasie skończyć. Za dużo wysiłku i funduszy włożono w ten projekt.
Właśnie ukazał się drugi krążek Lion Shepherd "HEAT". Wydaje się, że jest to doskonała kontynuacja tego co poszukiwane było na "Hiraeth". Muzyczna ewolucja na "HEAT" się dopełniła i teraz już w pełni wiadomo co Haidar i Owczarek chcą grać. Są to dwa zasadniczo różne w atmosferze krążki, choć wciąż równie eklektyczne. Debiut był przepełniony skąpaną w art-rockowej stylistyce szarością i melancholią, swoistym mrokiem, z "HEAT natomiast aż kipi energią, przebojowością, jest to materiał dużo bardziej piosenkowy, jaśniejszy, choć wciąż łączący w sobie wszelkie odmiany art-rocka i rocka. Przede wszystkim Lion Shepherd totalnie zatracili się w mariażu art-rocka z brzmieniami orientalnymi, bliskowschodnimi, również world music - nie wybrali więc drogi swojego największego hitu "Lights Out" z debiutu ani hard rockowego "Smell of War", a poszli raczej w kierunku takich numerów jak "Fly On", "Music Box Ballerina" czy "Infidel Act of Love". Ten miszmasz skrzy się wspaniałością właściwie w każdym numerze, w którym się pojawia, również za sprawą nieustannego stosowania najróżniejszych instrumentów perkusyjnych. Orient urzeka począwszy od singlowego i teledyskowego "Dream On" dotykającego problematyki wojny na Bliskim Wschodzie, otwierającego album i wprowadzającego w ten bliskowschodni klimat "On The Road Again", a również w pustynnej atmosferze unurzanych "Stom Is Coming" czy "Dazed by Glory". Olbrzymi potencjał piosenkowy mają tętniący życiem "Heat", "When The Curtain Falls" zdobiony perfekcyjną solówką numer, który bez wątpienia stanie się koncertowym potworem czy rozrockowany "Fail".
Najbardziej cieszy, że Haidar pośród wielu inspiracji, jakie pojawiały się na "Hiraeth", na „HEAT” znalazł wreszcie własne gardło i stał się w mojej opinii wokalistą kompletnym, o niepowtarzalnej barwie i ekspresji - potrafi być liryczny, ale i wściekle rozkrzyczany, a chrypka jaką serwuje powoduje, że pojawiają się ciary. O brzmieniu krążka stanowią jednak gitary Mateusza Owczarka - przede wszystkim "HEAT" jest płytą mocno akustyczną (dwunastostrunówka gra niemal w każdym kawałku), częste orientalne wstawki i stosowane z biegłością bliskowschodnie skale sprawiają, że akustyczna gra Owczarka przypomina stylem Jimmy’ego Page'a (zwrotka wspaniałego "Swamp Song" to reminescencja akustycznego stylu Led Zeppelin), z kolei gdy do głosu dochodzą gitary elektryczne, to podczas rozszalałych, pełnych nerwu i nieskrępowanych emocjonalnie solówek da się wyczuć ducha Davida Gilmoura, te wszystkie grane na wysokich progach pełne patosu i rozpaczy piski są przeszywające w swojej mocy. Owczarek rzadko grywa proste riffy, w jego gitarowym warsztacie cały czas coś się dzieje, struny nieustannie żyją, jest niezwykle bluesowy w tych swoich nigdy niekończących się wycieczkach po gryfie - krótko mówiąc, jest to gitarowa wirtuozeria, a wszelkie potencjalne próby rozpisania na tabulatury utworów na pewno pochłoną masę czasu. Nowością w brzmieniu Lion Shepherd są pojawiające się nadspodziewanie często kobiece chórki i jest to bez wątpienia strzał w dziesiątkę. Na ogromne słowa uznania zasługuje również doskonale pulsujący bas Łukasza Adamczyka i nieszablonowa perkusja Sławka Berny – praca sekcji jest oszałamiająca.
Grzechem byłoby nie wspomnieć o nieprzeciętnie udanym jak na rodzimą scenę miksie i masteringu. Wojtek Olszak i Grzegorz Piwkowski wyciągnęli z brzmienia Lion Shepherd wszystko co najlepsze, album z głośników sączy się piekielnie dobrze i selektywnie, akcenty brzmieniowe stawiane są właśnie tam gdzie powinny, eksponując wszelkie charakterystyczne elementy stylu Lion Shepherd.
Miejmy nadzieję, że Lion Shepherd jak najprędzej zaczną swoją tylko nazwą, bez pomocy Riverside, zapełniać sale koncertowe. Na początek w Polsce, później w Europie, bo bez wątpienia kapela osiągnęła już poziom międzynarodowy. "HEAT" to album grupy kompletnej, w pełni ułożonej, znającej swoje mocne strony i dzięki orientalnym wstawkom, charakterystycznemu wokalowi i genialnym gitarom band o charyzmatycznym i niepowtarzalnym brzmieniu. Jest to coś zupełnie nowego na muzycznej mapie europejskiego art-rocka i czym prędzej należy o tym donieść jak największej grupie odbiorców, by mieli świadomości, że każdy kolejny krążek Lion Shepherd będzie ważnym, międzynarodowym wydarzeniem artystycznym. Doskonały album!
"HEAT" || Polska 2017
Wykonawca: Lion Shepherd
Wydawca: MJM Music
Gatunek: art-rock, rock progresywny, rock
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuń