piątek, 6 grudnia 2013

newspaperflyhunting - "no12listen"


Przy okazji obcowania z płytą białostockiego newspaperflyhunting należy mieć na uwadze, że jest to rzecz nawet nie półprofesjonalna, amatorska raczej. Tworzona z pasji i autentycznej potrzeby wyrażenia się poprzez muzykę.

Oczywiście większość początkujących kapel wychodzi z takiego założenia, ale "no12listen" jest tu jeszcze bardziej skrajnym przypadkiem.

Nagrany w prywatnym studiu znanego z występów w grupie Dominium Wojciecha Bury materiał jest uroczo wręcz dyletancki. Kuleje angielski wokalistów, ich śpiew czasem aż kuje w uszy fałszem, harmonie wokale bywają mało harmonijne (czasem rozmijają się melodią, innym razem totalnie nie trafiają w odpowiednie dźwięki), częste są błędy instrumentalistów, a i brzmienie pozostawia sporo do życzenia. Imponującą listę błędów wydawnictwa można by poszerzać jeszcze długo, tyle, że nie widzę takiej potrzeby, bo to album stworzony wbrew wszystkiemu, a kierujący się jedynie ideą pasji - a do realizowania pasji niekonieczne są ani umiejętności, ani nawet zdrowy rozsądek. Newspaperflyhunting chcieli mieć na półce płytę ze swoją muzyką i ją wydali. Chwała im za to. 

Tym bardziej cieszy mnie fakt, że "no12listen" powstało, bo mimo całej palety technicznych niedoskonałości czuć w albumie owego ducha wspaniałej zabawy w tworzenie. Zespół porusza się po obszarze progresywnego-post rocka - trochę jakby Sigur Rós, trochę Nosound, jakaś nutka Pink Floyd, pojękuje czasem psychodela, przełom lat 60/70 jest tu niezwykle słyszalny (szczególnie w gitarach, które zazwyczaj przygrywają na cleanie - rzadko dotykany bywa przester), jest mrocznie, ale bywa i pogodnie w duchu jednak melancholijnym. 



Na swój sposób wzruszający jest również układ utworów, który w tym przypadku sięga właśnie po floydowe "Meddle" czy "Atom Heart Mother" (można też tu przypomnieć crimsonowy "Lizard") oraz całą resztę albumów progresywnych, których jedna strona winyla składała się z krótkich piosenek, a stronę drugą zajmowała potężna suita. Na "no12listen" jest podobnie, a ów kolos w postaci "no-one to listen" pomyślany jest całkiem fajnie i miło się go słucha - na pewno warto sprawdzić, choćby z ciekawości, jak raczkujące i nie do końca profesjonalne zespoły grają tego typu rzeczy. Ogólnie w materiale newspaperflyhunting drzemie spory potencjał, tyle, że braki techniczne nie pozwoliły go w pełni zrealizować. Zespół bawi się za to progresywnymi patentami jak choćby wprowadzaniem w muzykę dźwięków pozamuzycznych (dźwięk radia, zmiana strony kasety etc.).

Mnie ta płyta, mimo potężnej dawki błędów, jednak przekonuje - głównie za sprawą pasji, jaka bije od dźwięków oraz atmosfery niezwykle zbliżonej do opisanych wcześniej albumów. Cieszy mnie fakt, że tacy muzycy mogą sobie swoją blaszkę wcisnąć w kolekcję płyt, że udało im się (nawet jeśli w sposób amatorski) zrealizować marzenie o nagraniu longplaya. Wreszcie cieszy mnie, że ten materiał trafił w moje ręce, bo za dwadzieścia lat, odkurzając własne zbiory, być może znów włożę płytkę w odtwarzacz i kliknę play, a z głośników popłynie muzyka newspaperflyhunting - siła materialnego wydawnictwa na pewno przetrwa w odróżnieniu od wersji multimedialnych. Oczywiście album polecam jedynie zatwardziałym, fanatycznym wręcz wielbicielom podziemia progresywnego i kolekcjonerom (prawdziwa to dla nich gratka!). Zespołowi zaś gratuluję, że mieli odwagę, ale nim dojdzie do nagrania kolejnego materiału radzę bardzo, bardzo dużo ćwiczyć.



"no12listen" || Polska 2012
Artysta: newspaperflyhunting
Wydawca: własnym sumptem
Gatunek: post-progressive rock

1 komentarz: