środa, 15 listopada 2017

Abodus - "Labirynt"


Ten album to taki królik z kapelusza. Wielka niespodzianka. Krążek znikąd. Tymczasem "Labirynt" okazuje się jednym z lepszych rockowych polskich longplayów tego roku.


Sam zespół ma zresztą wielką szansę stać się ważniejszych przedstawicielem sceny kobiecego rocka - szczególnie gdy Hey postanowili dać sobie spokój, Closterkeller częściej znika niż się pojawia, a Chylińska odstawia szopki po telewizjach. Szerwony Abodus - bo tak przed reaktywacją w 2016 roku nazywała się grupa - sformował się w Sztumie w roku 2007. Cztery lata później debiutowali albumem "Szerwony Abodus", a w 2013 zawiesili działalność. Obecny skład zdaje się być ekipą w pełni ukształtowaną i świadomą swego brzmienia oraz tego co chce grać. Stylistyka zespołu jest sporą zasługą Aleksandry Król-Rogowskiej, która potrafi sobie porządnie pokrzyczeć, tak pod wspomnianą Chylińską, ale ma w sobie również coś z wokalnej charyzmy Nosowskiej i żyletę w gardle ala Ostrowska. W każdym razie momentami wychodzi to zjawiskowo, z pazurem i rockową wściekłością, ale zdarza się i na delikatnie, szeptem.

 

Druga istotna cecha Abodus, to kapitalne gitary Piotra Podlewskiego. Facet ma pomysł na swój instrument. Zbudował cholernie charakterystyczne brzmienie i trzyma się go przez cały materiał: trochę przybrudzone, bluesowe i z ciągotami do ciężkiego, grungeowo-southernowego grania, z lekka nawet psychodelizującego. Mocno zaznacza się też obecność klawiszy Adama Meryka, bo gdy już instrumenty klawiszowe wyłonią się spod hard rockowej estetyki, to po prostu zachwycają. Sekcja Rogowski-Dzikowski to dwóch solidnych muzyków z zamiłowaniem do ciężkiego grania, choć potrafią też i bardziej finezyjnie, choćby na jazzowo.

Kiedy chce się mówić o "Labiryncie" to lepiej zacząć od tego co nie wyszło, bo jest tego niewiele. W pierwszej kolejności zespół powinien zrezygnować z anglojęzycznych numerów: "Schizofrenic" jest słaby, a "Chance" robi świetne wrażenie instrumentalnie (riff!), ale wokalnie już niekoniecznie.  Druga sprawa, to momentami dość połatany miks - najbardziej słyszalne jest to w paradoksalnie najlepszym numerze płyty: ponurym, ciężkim bluesiorze "Jestem", który w połowie przeradza się w fantastyczną jazzową improwizację, nawiązując tym samym tak do Nicka Cave'a, jak i The Doors (choćby "Riders on the Storm"). Właśnie w momencie, gdy kończy się fragment jazzujący i powraca bluesowy riff poszczególne instrumenty ucinane są jak tasakiem przez początkującego rzeźnika. Bez wątpienia można było te cięcia zrobić lepiej, bardziej płynnie. Czasami źle też wychodzi nakładanie na siebie dwóch ścieżek wokalu.

 

Poza tym wszystko się na albumie zgadza. Rozpoczynający całość, singlowy "Labirynt" to rzecz piorunująca, w pewnym sensie bawiąca się dysharmonią: "przytłoczona" efektami gitara, jasne klawisze i świetny refren - ależ to się tu fajnie zgrało. Jest plemienna, mroczna "Izotopia" (gościnnie na wokalu Paweł Małaszyński z Cochise), pozbawiony schematów "Kokon", w którym plecie się psychodelika z punkiem i hard rockiem; a głośniej zrobi się przy okazji rozpędzonego "Idę dalej". "AGCH" to wycieczka zespołu w stronę art-rocka z dużym naciskiem na fragmenty instrumentalne i budowanie przestrzeni klawiszami - całość ozdobi przyjemne gitarowe solo. Na zakończenie pięknie zaśpiewana "D" na podstawie z gitary akustycznej i pianina oraz "Exit", czyli "D" w wersji na gitarę klasyczną, nagrane odpowiednio "niestarannie", przy czym ta niestaranność była oczywiście celowa i utwór świetnie zamyka album.

Wydany przez Pronet Records "Labirynt" to porządna płyta. Ze swoim klimatem, charakterystyczna, wypełniona masą dobrych momentów. Wśród tegorocznych rockowych rodzimych premier błyszczy się wyjątkowo widowiskowo. Może teraz, gdy nie ma już HEY i O.N.A., pora na Abodus? Tego zespołowi życzę, bo są świetni!


"Labirynt" || Polska 2017
Wykonawca: Abodus
Wydawca: Pronet Records
Gatunek: hard rock, blues, grunge, southern rock

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz