wtorek, 25 listopada 2014

Orange The Juice - "The Messiah Is Back"

http://polkazwinylami.blogspot.com/2014/11/orange-juice-messiah-is-back.html
Przez cały czas sączenia się głośników muzyki stalowowolskiej kapeli, można poczuć się jak w świecie pierwszoligowo szurniętego neurotyka z wybitnie chwiejnymi stanami emocjonalnymi i równie nieprzewidywalnymi napadami złości, w sekundzie zmieniającymi się w służalczą wręcz uległość.

Powiedzieć, że Orange The Jucie serwują muzykę eklektyczną to nie powiedzieć nic. Eklektyzm jest za słaby znaczeniowo pojęciem, by opisać "The Messiah Is Back". Permanentne zmiany gatunków, klimatów, emocji, tempa a wreszcie i instrumentalnych zagrywek są tu wręcz chorobliwe, by nie powiedzieć, że chaotyczne. W tym miejscu należałoby postawić pytanie, czy w tym chaosie jest jakaś metoda? Orange The Juice to przecież nie świeżaki, to zespół już doświadczony, przede wszystkim koncertowo - supportowali The Young Gods, wystąpili na SZIGET Festiwal, ZAPPANALE (hołdzie dla twórczości Franka Zappy), debiutem "You Name It" (2008) zgarnęli nagrodę w kategorii "Best Breakthrough Artist of the Year" przyznawaną przez skądinąd ważny portal 411mania.com.

Czy Orange The Juice udało się ujarzmić chaos? Odpowiedź nie jest jednoznaczna, bowiem zespół bez wątpienia wypracował sobie kilka całkiem niezłych konceptów, momentami potrafią w sposób wybitny przejść od funku do death metalu, by zaraz podgrywać na jazzowo, ale i po chwili uraczyć elektroniczną sieczką z imprez dużo ostrzejszych niż dyskoteka w Kokocku albo i zaciągnąć nas na bałkańskie potupajki z Kusturicą w tle. Jednak ten gatunkowy misz-masz nie zawsze w trakcie utworu ma sens - takie "Romanian Beach" i "Summer Sea" w pewnych fragmentach przypominają muzycznego Frankensteina, połatanego z niepasujących do siebie elementów, totalnie sobie zaprzeczających i wcale nie współgrających. Rzecz jasna zespół dążył do takiego efektu – pytanie tylko po co? Operowanie kontrastami, to jeszcze nie awangarda, a właściwie już dawno przestało być awangardowe i pomysłowe zarazem. Tym bardziej efekt jest to lekko chybiony, że wcale się dobrze tego nie słucha. Może za pierwszym razem, kiedy rzeczywiście słuchacza atakują i szokują przerażające zmiany brzmień i muzycznych nastrojów, udowadniające w sumie tylko tyle, że muzycy Orange The Juice to instrumentaliści, którzy z niejednego pieca chleb jedli, bez wątpienia warsztatowo geniusze poruszający się z gracją baletnicy po najskrajniejszych odmianach gatunkowości, ale płynne łączenie owych gatunków wychodzi już im nieco gorzej.

 

Gdyby "The Messiah Is Back" było wizytówką z podpisem "zagramy dla ciebie wszystko co zechcesz", to złapałbym się. Bez chwili namysłu mieliby fuchę, bo bez trudu nagraliby zarówno album death metalowy, jak jazzowy, a nawet i burleskę w stylu Kusturicy, bo i takie rzeczy Orange The Juice zaserwowali. Wszystko na najwyższym poziomie. Bez lipy. Nie do końca jednak przekonuje postawa mająca na celu pokazanie wszystkiego co grupa potrafi, przy jednoczesnym nie skomponowaniu rozsądnego utworu. Dużo lepiej prezentuje się dalsza część albumu, bo zawierające w sobie elementy downtempo z jazzem, by wreszcie przejść w hardcore "The Message" jest w gruncie rzeczy całkiem nastrojowym numerem. Rewelacyjny jest jazzujący na psychodelicznie "Report", chyba najlepszy kawałek na płycie, zabierający nas po jakimś czasie z knajpki pełnej podpitych dżentelmenów w garniakach na stację kosmiczną, gdzie królują przeróżne odmiany fusion. Po nim zespół wraca do skoków gatunkowych z początku płyty, bowiem "Blame" po raz kolejny robi szarże i salta stylistyczne, choć w tym wypadku dużo zmyślniejsze, ciekawiej uzasadnione. Całość kończy "I Was Wrong" czyli utwór niejako z bonusem. Do bólu połatany, bardziej ilustracyjny i w zasadzie kolejna popisówka, bez większego sensu.

 

"The Messiah Is Back" udowadnia, że Orange The Juice potrafiliby nagrać trzydzieści albumów w różnych gatunkach, ale nie do końca przekonuje czy potrafią nagrać jeden sensowny w trzydziestu stylistykach. Fakt, przy tego typu przedsięwzięciach można powoływać się na awangardowość, niezależność, pomysłowość, ale są to patenty dość już ograne. Dlatego "The Messiah Is Back" to chyba bardziej wizytówka zespołu - dodajmy, że pomysłowo wydana, bo w formie weselnego zaproszenia, które po rozłożeniu przybiera niemalże trójwymiarowe kształty - niż album do słuchania. Taka ciekawostka muzyczna. Toteż koneserzy zapewne odnajdą w Orange The Juice wiele fantastycznych konceptów i zachwycą się niewątpliwym warsztatem muzyków, zwykli słuchacze natomiast muszą obejść się smakiem, bo niewiele znajdą tu dla siebie.




"Messiah is Back" || Polska 2014
Wykonawca: Orange The Juice
Wydawca: własnym sumptem
Gatunek: gatunkowe tornado

http://www.magazyngitarzysta.pl/muzyka/recenzje/17297-orange-the-juice-the-messiah-is-back.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz