niedziela, 24 września 2017

Lebowski - "Plays Lebowski"

Przecież to była bomba. Ich poprzedni i debiutancki zarazem krążek. "Cinematic" zachwyciło zarówno krytykę, ale przede wszystkim publiczność gustującą w art-rocku i muzyce ilustracyjnej.


Był to szał do tego stopnia, że Lebowski zyskali sobie status kapeli, którą trzeba znać i się z nią liczyć, choć z czasem nie było to takie proste. "Cinematic" dość szybko się wyprzedał i wznowienie ukazało się dopiero przy okazji premiery nowego krążka "Plays Lebowski". Na nowości od Lebowski czekaliśmy zresztą długo. Nawet za długo, bo siedem lat - można się było zastanawiać, czy ta kapela w ogóle jeszcze istnieje. Ale wreszcie Marcin Łuczaj, Marcin Grzegorczyk i reszta świty wybudzili się z letargu i wydali nowy krążek.



Nie do końca taki jakiego się spodziewano, bo to nagranie koncertowe zarejestrowane podczas Tennis Music Festival 14 września 2016 roku. Nie powinni jednak spuszczać nosa na kwintę ci, co chcieli od Lebowskiego czegoś nowego, bo większa część "Plays Lebowski" to w istocie materiał premierowy. Ze starszych rzeczy wybrzmiały tylko "Cinematic", "Iceland" i "Goodbye My Joy", utwór singlowy, więc też nie każdemu znany. Całość zaczyna natomiast motyw z filmu "Wszystkie poranki świata". Reszta to premiery. "The Last King" jest jedną z cięższych kompozycji Lebowski - łączy w sobie fantastyczne pasaże klawiszy Łuczaja i rewelacyjne gitarowe odjazdy Grzegorczyka, kompozycja ma swój klimat i daje się zapamiętać. Nie jest to znowu takie oczywiste dla nowych utwórów bo już taki "Galactica" to raczej numer przeciętny, zbyt oczywisty, post-rockowy, ale zagrany w takim sobie stylu.

"Mirage Avenue" to powrót do klimatów mocno ilustracyjnych, gdzie przez kompozycję prowadzi nas uroczy motyw na pianinie z czasem wspomagany przez wyśmienitą skrzydłówkę Dawida Głogowskiego (występ gościnny). Niezwykłym ciepłem bije również od "Buongiorno" - utwór czaruje zarówno baśniowymi klawiszami jak i idealnie prowadzonym motywem na gitarze. I tak jak zazwyczaj strasznie podobają mi się klawisze u Lebowskiego, tak w "Mirador" zawędrowały niezbezpiecznie blisko jarmarcznego kiczu. Na fnał pełen powietrza "Once in a Blue Moon", w którym dzieje się naprawdę dużo udanych rzeczy, wliczając w to budujące przestrzeń klawisze, świetne gitary i piekielnie dobrze prowadzoną sekcję Żaka i Pakuły. Utwór po prostu płynie swoim tempem, uspokaja i wybucha mocniejszymi dźwiękami wtedy gdy trzeba, gasnąc mocno progresywnym finałem.



Nowy materiał od Lebowski to kawał świetnej muzyki z pogranicza art-rocka, muzyki ilustracyjnej i post rocka. Oczywiście w pełni instrumentalny (jeśli nie liczyć fragmentów dialogów filmowych wplecionych w muzykę). Działa na wyobraźnię i z pomocą dźwięków maluje obrazy. Nie są to wprawdzie numery tej klasy co na debiucie, ale "Cinematic" panowie z Lebowski postawili sobie poprzeczkę tak wysoko, że ciężko będzie ją przeskoczyć. Sprawa druga, należy pamiętać, że to wciąż album koncertowy, a nie dzieło studyjne, na którę myślę, że większość fanów czekała. "Plays Lebowski" to kawał przekonujących, rozmarzonych i satysfakcjonujących dźwięków, w dodatku bardzo starannie wydanych. Fani ambitniejszych odcieni rocka powinni koniecznie dać się rozkołysać tej muzyce.


"Plays Lebowski" || Polska 2017
Wykonawca: Lebowski
Wydawca: Lebowski Media
Gatunek: art-rock, rock ilustracyjny, muzyka filmowa, prog-rock, post rock

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz