wtorek, 2 stycznia 2018

Kinga Głyk - "Dream"


Rocznik '97. Prawdopodobnie najbardziej urzekająca basistka w Polsce. Ciemnowłosa, czarnooka, przeuroczo zaciągająca po Śląsku z czarującym, promienistym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Prześliczna.


Ale Kingi Głyk nie wolno rozpatrywać w kategoriach ciekawostki wizualnej. Muzycznie aktywna od 12 roku życia, gdy zaczęła grać w rodzinnym zespole GŁYK P.I.K. TRIO. Jest córką perkusisty Irka Głyka, znanego chociażby z SBB i Krzak. Solowo debiutowała albumem "Rejestracja" (2014), następnie wydała koncertowy "Happy Birthday" (2016). Największą sławę zyskała dzięki Internetowi. Jej basowy cover "Tears in Heaven" Erica Claptona zamieszczony na facebookowym profilu Bass Players United oraz YouTube zyskał międzynarodowy rozgłos, mówi się o ponad 20 milionach wyświetleń. Przekoncertowała pół Europy, a teraz nagrała album "Dream" ze światowej klasy muzykami.

 

Nowojorski perkusista Gregory Hutchinson, izraelski pianista Nitai Hershkovits i brytyjski saksofonista Tim Garland. Od tych nazwisk fanowi jazzu może się porządnie w głowie zakręcić. Ale mimo takiego bagażu doświadczenia muzycy zjednoczyli się pod nazwiskiem młodziutkiej basistki z Polski, jednocześnie kompozytorki większej części materiału (poza "Tears in Heaven" Claptona i standardu "Teen Town" Johna Pastoriusa).

Przy okazji "Dream" pierwsze co przychodzi na myśl, to kilka pochlebnych słów w stronę brzmienia albumu. Ciepłego, czystego, soczystego, co oczywiste niskiego, odpowiednio zbalansowanego, selektywnego - za mastering odpowiedzialny był Robert Szydło z Mikromusic.

 

Kinga bardzo dużo miejsca zostawia swojemu zespołowi, niejednokrotnie oddając scenę znakomitym klawiszom Hershkovitsa (rewelacyjne pianino w "Freedom" i "Dream", doskonałe syntezatory w "Difficult Choices") albo solówkom Garlanda (świetne partie w "Difficult Choices", "Circle"). Jakkolwiek Hutchinson jest znakomity niemal przez cały czas, gdy się pojawia serwuje perkusyjny warsztat klasy mistrzowskiej, pozbawiony schematów, nieustannie czymś czarujący, to swoje chwile otrzymał przy okazji "Walking Baby". Dużo tu połamanej rytmiki, zwolnień tempa, wyciszeń, muzycy często ze środowiska modern jazzu wyrywają się w stronę fusion. Ale "Dream" to jest jednak przede wszystkim płyta basowa. To czterostrunówka Kingi Głyk jest bohaterem pierwszoplanowym, to ona przez większość materiału prowadzi melodie i nastrój, jest wysunięta na pierwszy plan, a nawet brzmienie ustawione jest właśnie pod bas. 

"Song for Dad" to w całości numer basowy. Pięknie wychodzą dialogi między instrumentalistami, szczególnie wymiana zdań na linii Hershkobitsem i Głyk chociażby w "Silence" albo "Dream". Wydaje się, że albumowi brakuje tylko trochę bardziej wyrazistych motywów, czegoś co pozwoliłoby złapać jeszcze mocniejszy flow, czegoś co by poniosło tę muzykę i słuchacza, jeszcze mocniej zaangażowało w dźwięki.


Nieprzypadkowo mówi się, że Kinga Głyk jest jedną z największych nadziei młodego pokolenia jazzu i bluesa. Biorąc pod uwagę co już osiągnęła, status jak najbardziej zasłużony, tym bardziej, że przeżyła ledwo dwadzieścia wiosen. Jest piękna i utalentowana. Świat stoi przed nią otworem. "Dream" to długi i odważny krok w stronę najważniejszych twórców młodego pokolenia światowego jazzu.



"Dream" || Polska 2017
Wykonawca: Kinga Głyk
Wydawca: Warner Music 
Gatunek: jazz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz