czwartek, 9 października 2014

Jan Skaradziński - "Rysiek"

Dobrze się stało, że Jan Skaradziński - naczelny polski dżemoznawca - nie spoczął na laurach, nie odfajkował tematu, nie rzucił poprzedniej wersji "Ryśka" do szuflady i wciąż udoskonalał biografię Riedla. Dzięki temu w ręce czytelników oddano publikację na jaką zasługuje Riedel, a na pewno na jaką zasługują czytelnicy.

Bo Ryszarda Riedla można lubić, bądź nie; można z nabożną czcią interpretować kolejne wersy jego tekstów, bądź doszukiwać się w nich językowego kalectwa i niedouczenia; można się nim fascynować, odnajdywać w jego postawie symbole eskapizmu i nonkonformizmu, bądź uznawać za prostolinijnego obdartusa i ćpuna; można wreszcie akceptować bądź negować status legendy, jaką Riedel obrósł. Wszystkie te rozbieżności mówią jasno, że jakkolwiek się na lidera Dżemu zapatrywać, to istnieje potrzeba drążenia tematu. Tym bardziej, że o Riedlu powstało rzeczy wiele (choć porządnej biografii wciąż brakowało), ale wszystkie jakieś takie wybrakowane, jakby na kolanie majstrowane, bądź zupełnie niepotrzebnie mieszające legendę z prawdą, tak jak było to w fatalnym, grającym tanimi sposobami na emocjach "Skazanym na bluesa" Kidawy-Błońskiego.

Skaradziński, jakkolwiek przedni dżemoznawca, daleki jest na szczęście od melodramatyzmu, od niezdrowego patosu i mitologizacji, od fascynacji czy zupełnie niepotrzebnego tonu moralizatorskiego - a przy okazji biografii Riedla nietrudno wpaść w zasieki nacechowanej emocjonalnie narracji. Skaradziński nie pisze z punktu widzenia fana, ani też antyfana. Zdaje się, że autor stanął sobie gdzieś z boku i z niewzruszoną miną pierwszorzędnego stoika przygląda się bohaterowi swojej książki. Nie bierze pod lupę każdego gestu, nie doszukuje się w biografii Riedla ani martyrologii, a tym bardziej jakiejś głębszej metafory. Ot, relacjonuje. Ale to jak, bo niby z oddali, ale językiem ciętym i finezyjnym, nierzadko popisującym się cynicznym humorem. Zyskuje na tym przede wszystkim narracja przydając opowiadaczowi charakteru, ale nie na tyle by brać przewagę nad samą opowieścią, choć może lepszym słowem jest - relacją

Bo Skaradziński relacjonuje posiłkując się wywiadami czy fragmentami rozmów niejednokrotnie osobiście przeprowadzonymi. Prowadzi nas przez kolejne zagadnienia związane z postacią Ryszarda Riedla. Zaczyna tradycyjnie od młodości, później zahacza o twórczość dżemowską, by rozwodzić się również o pozadżemową karierę Riedla. Są jeszcze bodaj najważniejsze dla większości rozdziały - poświęcone uzależnieniu i wreszcie śmierci. Na całe szczęście Skaradziński się ze swoim bohaterem nie patyczkuje, potrafi otwarcie powiedzieć, że wiele z najważniejszych utworów Dżemu (również pod względem warstwy lirycznej) z Ryśkiem mają wspólnego niewiele (muzyki nie tworzył, tekstów nie napisał). Bez ogródek pokazuje Riedla jako człowieka mało poważnego, ochlapusa i łazęgę; potrafi jednak dostrzec również olbrzymią charyzmę, nieprzeciętny zmysł do gry emocjami słuchaczy i artystyczną szczerość. Przede wszystkim jednak dotarł Skaradziński do wielu ciekawostek (kto by pomyślał, że na Jarocin 1980 Dżem dojechał pożyczonym na chybcika żukiem kolegi), Świetnie relacjonuje proces uzależnienia i wreszcie narkotykowego spodlenia. Pod względem faktograficznym "Rysiek" to pozycja wręcz wzorcowa.



Publikacja pod pewnymi względami wciąż jednak bywa męcząca. Przede wszystkim można pogubić się w przeskokach czasowych, bo w przeciwieństwie do większości kolegów po fachu, Skaradziński nie uszeregował swej pracy chronologicznie, lecz tematycznie. Toteż można się nielicho zdziwić, że na ostatnich stronach pozycji znów przenosi nas narrator do czasów młodości bohatera. Tyle, że to akurat szczegół, bo mimo wszystko "Rysiek" jest czytelny. Gorzej, że wątki dżemowe zostały przedstawione raczej kiepsko, mówię tu głównie o dyskografii Dżemu z Riedlem, bo mimo przeczytania książki wciąż nie wiem na ilu studyjnych płytach Dżemu Riedel rzeczywiście zagrał - nie usprawiedliwia tego fakt, że Skaradziński napisał również biografię Dżemu ("Ballada o dziwnym zespole"), tym bardziej, że pozadżemowa dyskografia Riedla jest przedstawiona z arcypietyzmem.

To jednak szczegóły wobec rewelacyjnej treści wzbogaconej masą ilustracji, czy nawet kilkoma wcześniej niepublikowanymi, wyrwanymi z otchłani niepamięci tekstami Riedla. Bo wreszcie doczekał się Ryszard Riedel biografii na jaką zasługuje postać w Polsce przecież legendarna (słusznie, czy też nie - to już kwestia do samodzielnej refleksji). Tym bardziej dziwne, że dopiero teraz, dwadzieścia lat od śmierci Riedla, pojawiła się rzeczywiście wartościowa publikacja opisująca jego życie: zapotrzebowanie przecież było, wciąż chcemy Riedla pamiętać, czytać o nim. No aleśmy się doczekali i tylko puszczam oczko w stronę wydawnictwa, że książka Skaradzińskiego świetnie prezentowałaby się w twardej oprawie (In Rock wiedzą jak ładnie wydać książkę, nieraz to udowodnili), bo lepszej biografii Riedla raczej długo się nie doczekamy, a i na pniu się sprzeda, bo to przecież o Ryśku.

 


http://www.magazyngitarzysta.pl/muzyka/recenzje/16928-jan-skaradziski-rysiek.html

Okładka: Miękka
Wydawnictwo: In Rock
Autor: Skaradziński Jan
Ilość stron: 340
ISBN: 9788364373138
Rozmiar: 165x235 mm

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz