To już trzecia długogrająca odsłona wyjątkowo charakterystycznego, białostockiego bandu i choć największym osiągnięciem zespołu wciąż pozostaje EPka, a właściwie to mini-album, "The Three Words", to z płyty na płytę ekipa czyniła jakościowe postępy.
"Wastelands" zawiera właściwie wszystkie błędy i zalety poprzedniczek. Mieszają się tu rzeczy bardzo fajne z takimi, które na krążku studyjnym nie powinny się w ogóle znaleźć. Nierówno jest przede wszystkim pod względem wokalnym - już nawet abstrahując od tego, że cechą charakterystyczną newspaperflyhunting stało się zupełnie dziwaczne przechodzenie w melodiach w niepasujące do siebie dźwięki, sprawiając wrażenie po prostu nietrafianie w odpowiednie tony, swego rodzaju kakofonii. Można wtedy pomyśleć, że ten zespół po prostu nie słyszy. Jak pień jest głuchy. Ale to nieprawda, bo na "Wastelands" są rzeczy śpiewane chociażby na dwa głosy i wtedy doskonale widać, że wokaliści słyszą doskonale. To chyba kwestia niewyćwiczenia strun głosowych. Fatalny pod względem wokalu jest "A Question" - zaśpiewany zupełnie bez mocy, jakby na ściśniętym gardle, a przede wszystkim przez nos. Z drugiej strony absolutnie fantastyczny gardłowo jest zdecydowanie najlepszy na płycie numer "Hours Pass", w którym wokal przywodzi na myśl charakterystykę brzmienia Dolores O’Riordan Burton z The Cranberries. Bardzo fajnie na dwa głosy brzmi oniryczny "Down the Steps", który z czasem przeradza się w rozwścieczony metal, może nie najlepszy jakościowo, ale całkiem miło urozmaica kompozycję. Najciekawsza linia wokalna jest w rozbujanym na modłę szanta "Equal to None", ale wokal zdaje się być źle zmasterowany z podkładem - można było z tego numeru wycisnąć dużo więcej. Podoba mi się, że na albumach newspaperflyhunting jest tak wiele głosów - według bookletu zaśpiewały tu trzy osoby. To zdecydowanie urozmaica brzmienie grupy.
Zespól z płyty na płytę staje się w stylistyce mocniej post rockowy, odchodzi od rocka progresywnego. Instrumentalny "Wasteland", numer jak żywcem wyjęty z EPki "The Three Words", potwierdza, że kapela ma papiery na takie granie, całkiem udanie urozmaicając je zupełnie niepasującymi do post rocka, pastelowymi klawiszami - ot, typowe dla newspaperflyhunting mieszanie skrajności. Jeśli pominąć "A Question" i "Sleep" można by pomyśleć, że to całkiem w porządku płyta. Niestety wtedy pojawia się w zamierzeniu opus-magnum krążka, siedemnastominutowy "Solaris".
"Solaris" to utwór śpiewany po polsku i myślę, że to strzał w dziesiątkę - newspaperflyhunting zdecydowanie powinni częściej sięgać po rodzimy język. Okropnie zaśpiewane są partie męskie. I nawet jeśli chciałbym powiedzieć, że instrumentalnie to całkiem porządne monstrum z kilkoma ciekawymi zmianami akcentów i udanymi konceptami, to niestety dyskwalifikuje go wręcz przerażające podobieństwa do numeru "Anesthetize" Porcupine Tree z albumu "Fear of a Blank Planet". Są one tak wyraźne, że białostoczanie nie mają się nawet jak przed nimi bronić. Nie oszukujmy się też, który utwór jest lepszy. Z pewnymi kompozycjami nie warto się na rękę siłować. W zestawieniu z "Anesthetize", "Solaris" jaki się jako źle zagrane, fatalnie zaśpiewane i potwornie brzmiące szkaradztwo, a niestety to sam zespół naprowadził na takie skojarzenia.
No i cóż, "Wastelands" w moich oczach zdyskwalifikował się sam, bo złego wrażenia po kopiującym od Wilsona "Solaris" nie jest w stanie zatrzeć nawet "Hours Pass", "Down the Steps" czy inne piosenki, które mimo surowego, wręcz garażowego brzmienia wciąż mogą się podobać. Białostoczanie tym razem strzelili sobie w stopę.
"Wastelands" || Polska 2017
Wykonawca: newspaperflyhunting
Wydawca: własnym sumptem
Gatunek: post rock, prog-rock
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz