poniedziałek, 26 czerwca 2017

Tomasz Targosz (CETI) - wywiad

Tomasz Targosz chwycił za bas w CETI całkiem niedawno, bo przed wydaniem świetnego „Brutus Syndrome” (2014). Od razu dał się poznać jako tekściarz i kompozytor. W ubiegłym roku zespół wypuścił „Snakes of Eden”, prawdopodobnie jeden z najlepszych krążków heavy metalowych na świecie roku 2016 – rozpędzony, rozjuszony, bezpretensjonalny i elektryzujący. Niemal cały materiał na tą płytę napisał właśnie Targosz.


Przy okazji czarnej płyty porozmawialiśmy z basistą Ceti o jego początkach w zespole, pracy nad materiałem, płytach winylowych, a nawet dowiedzieliśmy się po czyjej stronie dzierżyłby bas, gdyby wybuchła wojna pomiędzy fanami Iron Maiden i Judas Priest.

fot. Magdalena Kotaś          -           fot. Rafał Jakubowski


Udało Ci się przesłuchać już „Brotherhood of The Snake” Testamentu?
TT: Tak, miałem okazję zagłębić się w ten krążek - panowie szarpią, że aż strach. To nie do końca moja stylistka, takie chirurgiczne metalowe łojenie z dbałością o każdy szczegół. Ja kocham starego brytyjskiego rocka, gdzie króluje wolność, improwizacja, emocje i autentyczność – to mnie elektryzuje, aczkolwiek chylę czoła przed zespołem Testament i ich ostatnim wydawnictwem. 

Pytam, bo na nowym krążku Ceti, tak jak u Testamentu, też aż roi się od węży, tyle że z raju. „Snakes of Eden” to jakaś grubszymi nićmi myśl szyta, czy po prostu dobry tytuł, bo węże i metal, to jak dwa bratanki?
TT: Na tytuł albumu wpadłem zaraz po ukazaniu się „Brutus Syndrome”, no i  wyszedłem z założenia, że to będzie strzał w dziesiątkę. Jak już wspomniałeś - węże i rock’n’roll to najlepsze połączenie. 



Napisałeś wszystkie teksty na „Snakes of Eden”, a i symbolika okładki jakby z drugim dnem. 
TT: Nigdy nie bawiłem się w żadne ideologie, nie ma w tekstach ukrytych myśli, wszystko jest powiedziane, a nawet zaśpiewane wprost. 

Jaka tematyka Ciebie, jako tekściarza, najbardziej kręci?
TT: Bardzo lubię bazować na historycznych wydarzeniach, często zaglądam do prywatnego życia, no i zawsze znajdzie się jakiś komentarz w postaci podsumowania bieżących wydarzeń na świecie. 
Reasumując:  kobiety, wino, szybkie samochody, trochę wojen i Lucyfer. (śmiech)



Kiedy pojawiłeś się w Ceti przed premierą „Brutus Syndrome”, od razu dałeś się poznać jako kompozytor. Dość łatwo udało Ci się zaaklimatyzować w zespole i przeforsować swoje pomysły.
TT: Zanim dołączyłem do zespołu znaliśmy się już parę lat, a jak pojawił się wakat w CETI, to byłem pierwszą osobą, do której zwrócił się zespół. Grzegorz wiedział, jak pracuję, czego się może po mnie spodziewać i jak istotnym elementem mojego życia jest rock’n’roll. Poza tym, mieszkałem swego czasu piętro pod Grzegorzem i składałem mu wizyty towarzysko-zawodowe – tak, w celu zasypania go moimi pomysłami na temat kapeli i wspólnego grania. 

Ceti to już prawie trzydzieści lat na scenie. Ostro zabiegałeś, by dołączyć do ekipy. Lubisz wcześniejsze dokonania grupy?
TT: Moja ulubiona pozycja w dorobku CETI, pomijając nasze wspólne płyty, to „Czarna róża” – tutaj jest dzikość, młodość, szczerość i radość grania. Zawsze chciałem tworzyć i grać muzykę z ludźmi, których darzę sympatią, z tego powodu kilkakrotnie oferowałem Kupczykowi współpracę, czyli kooperację z moim ogromnym wkładem, który odświeży zespół i rozwinie jego stare, skostniałe skrzydła. (śmiech)CETI to naprawdę fajni goście – świetnie nam się wspólnie pracuje. 

fot. Justyna Szadkowska

Praktycznie cała „Snakes of Eden” to kompozytorski duet Targosz-Kupczyk. Jak wyglądała praca nad materiałem – to bardziej kooperacja całej ekipy, czy miałeś decydujący głos?
TT: Cały materiał, jeśli chodzi o muzykę, wyszedł ode mnie, od linii basu, przez wszystkie riffy i melodie gitarowe - wszystko stworzone w zaciszu moich czterech ścian. Kapela mi zaufała i wszyscy postanowili się poddać temu eksperymentowi, gdzie nowa płyta będzie miała jednego głównego kompozytora. Utwory są podpisane Targosz/Kupczyk ponieważ nad liniami wokalnymi pracował ze mną Grzegorz – miałem swoje wizje podczas pisania tekstów, Grzegorz dorzucił kilka dobrych melodii i doskonale się dopasowaliśmy. 
Na albumie znajdziesz też dwa utwory, gdzie kompozytorsko wspomógł mnie mój brat, Łukasz Targosz, i nie, to nie ten Łukasz, który tworzy muzykę filmową. Łukasz jeździł swego czasu jako nasz technik i trochę razem jamowaliśmy, dzięki temu urodziło się kilka pomysłów i postanowiłem je wykorzystać - tak powstały „Edge Of Madness” i „Notes Of Freedom”. 

A jak Ty, jako basista, rozpisywałeś riffy pod gitarę Bartka Sadury?
TT: Ten młody, utalentowany gitarzysta i sympatyk wysokoprocentowych trunków to świetny kompan do tworzenia muzy – grał jak z nut, każdy riff, który prezentowałem mu na basie, bo ja tylko na czterostrunowcach gram, i na tych instrumentach właśnie tworzę muzę i wszystkie riffy. (śmiech)




Kiedy nagrywaliście „Brutus Syndrome” sesja nagraniowa trwała podobno cztery dni. Tym razem poszło równie sprawnie?
TT: Tak, tym razem też udało nam się zamknąć w czterech, może pięciu dniach. Szybkie nagrywanie nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem, ale może wnieść do utworów charakterystyczny rockowy nerw. Na „Snakes” można wyczuć klimat szybkiego papierosa, duży łyk Guinnessa i ten właśnie nerw.

Słuchając ostatnich trzech płyt Ceti, nie da się nie usłyszeć, że zespół jest w kapitalnej formie, muzyka elektryzuje i porywa, a Grzegorz Kupczyk być może przeżywa nawet drugą młodość. Atmosfera w kapeli musi być fantastyczna? Co was najbardziej nakręca?
TT: Sami się nakręcamy. Jesteśmy zgraną ekipą i staramy się przezwyciężać wszystkie trudności śmiechem z solidną dawką czarnego humoru. (śmiech) Uciekamy od polityki, codzienności i skupiamy się tylko dobrej zabawie – rock i metal potrzebują takich zakręconych kosmitów, którzy tworzą na poważnie, ale i z dystansem do samych siebie.

Ceti, jako kapela, ma olbrzymi szacunek dla klasyki heavy metalu. Nie interesuje was, albo raczej Ciebie, jako kompozytora, odkrywanie gatunku na nowo, eksperymentowanie. A może nie widzisz w tym sensu?
TT: Nie lubię nowoczesnego grania, nie kręci mnie to niskie strojenie gitar i wokal screamo połączony z pajacowaniem w klimacie pop. Większość nowości na rynku obfita jest w efekty gitarowe, samplery i inne badziewia, które z rock’n’rollem nie mają nic wspólnego. Ceti nigdy nie nagra płyty, która nie będzie w 100% naturalnym produktem, stworzonym prosto z serca, z metalowego serca. (śmiech)



Wracając do „Snakes of Eden”. Udało się wam wypuścić ją na winylu. Opowiesz o tym? Jako słuchacz również ekscytujesz się tym nośnikiem?
TT: Winyle to wizytówka muzyki . Winyle to zamknięte magiczne nuty na ogromnym, czarnym, plastikowym talerzu. To też szum i łoskot, który wywoła uśmiech każdego konesera prawdziwej sztuki spod znaku heavy metalu. Poza tym picture disc to pokaźne opakowanie, czyli ulubiona okładka w ogromnej rozdzielczości – front cover do „Snakes”,  obraz który wyszedł spod pióra Piotra Szafrańca, cudownie się prezentuje na okładce takiej właśnie płyty. Osobiście kocham te nośniki i mam nawet kilka fajnych pozycji w swojej kolekcji, np. „BeggarsBanquet” Stonesów z 1968 roku, wydany przez Decca, albo „Highway To Hell” z 1979, wypuszczone przez kanadyjski Atlantic. Wszyscy wiemy, że najlepsze winyle, to te stare placki, ich pierwsze wydania i limitowane wznowienia.

Słucham „Snakes of Eden” i tak się zastanawiam: gdyby wybuchła wojna pomiędzy fanami Judas Priest i Iron Maiden, to po której stronie barykady dzierżyłbyś bas?
TT: Oczywiście, że strzelałbym swoim„preclem” prosto w zwolenników Judasza – nie widzę innej możliwości. Maiden to moja miłość od wczesnych lat. W szkole mogłem nie mieć odrobionego zadania, ale teksty z „Fear Of The Dark” albo „Seventh Son” mogłem przytaczać bez zastanowienia. Zaraz obok Lemmiego, którego cenię za szczerość, prostolinijność i za największy hałas na świecie, kocham Harrisa. U niego jest kunszt, warsztat i to basowe wyczucie do wypełniania wolnego miejsca zajebistą zagrywką. (śmiech) Z drugiej strony, skłamałbym, gdybym powiedział, że nie lubię Judasza. Ten kwintet też ma na swoim koncie kilka perełek. Do moich ulubionych nie należy jednak „Painkiller” – ja przeżywam uniesienia przy „Screaming”, „Turbo” albo „Killing Machine” – to moje płyty. 




WYWIAD PIERWOTNIE UKAZAŁ SIĘ NA

1 komentarz:

  1. Jako ciekawostkę dodam, że autorem okładki do tego świetnego albumu CETI jest Piotr Szafraniec Szafarz, który produkował grafikę na mój album. Obie ilustracje powstały w zbliżonym czasie, choć całkowicie niezależnie (ja sam wysłałem mu mój koncept)- podobieństwo jednak widać niezaprzeczalnie :)
    https://www.youtube.com/watch?v=zwoLFFwOV4c

    OdpowiedzUsuń