Wietrzyć zaczynały się pokoje wypełnione dymem z marihuany, a do pogrążonego w słodkiej psychodelii świata, stymulowanej przez skrzące się tysiącem barw tripy na LSD, docierały pierwsze słuchy o jakimś brytyjskim zespole Pink Floyd, który robi wielką karierę w londyńskim podziemiu artystycznym. W grupie gra jakiś Roger Waters, prawdopodobnie basista, prawdopodobnie bo jeszcze pod koniec lat ’70 członkowie Pink Floyd skarżyli się, że w oderwaniu od macierzystej kapeli ich nazwiska znaczą niewiele, a ludziom mówią jeszcze mniej.
Rok 1970 był dopiero początkiem wschodzącej legendy progresywnego rocka, a grupa grając po undergroundowych klubach w stylu UFO, paplała się w gęstej od syntezatorów Wrighta muzyce psychodelicznej, czasem smażyła na scenie jajecznicę (studyjna wersja tej kompozycji miała się pojawić jakiś czas później pod tytułem „Alan's Psychedelic Breakfast”), innym razem rzucała w gong ziemniakami. Pod koniec lat ‘60 wydawało się to innowacyjne i niezwykłe. Waters wspomina żartobliwie tamte czasy:
„Wtedy uchodziło nam nawet ganianie po scenie z mikrofonami za nakręcanymi zabawkami. Mieliśmy znacznie mniej ograniczeń (…) Robiliśmy szalone rzeczy. Ja przekładałem kwiaty z jednego wazonu do drugiego, bo nic innego nie przychodziło mi akurat do głowy. Zabrakło ziemniaków do rzucania w gong. Pomyślałem, że jeśli będę w ciągłym ruchu, to nikt nie będzie zwracał uwagi na to, co gram.”
(J. Palacios, „Syd Barrett & Pink Floyd. Mroczny świat”, Wydawnictwo SQN, Kraków 2015, s.293)
Było tylko kwestią czasu, by grupą zainteresował się inny wykolejeniec tamtych czasów, dziś kultowy awangardzista Ron Geesin, współautor "Music from The Body". Za rok miał on w dziewiętnastej minucie słynnej kompozycji "Atom Heart Mother" zespołu Pink Floyd z albumu o tym samym tytule krzyczeć na dyrygowaną przez siebie, rozwydrzoną sekcję instrumentów dętych: "Cisza w studio!". Nim jednak powstała wspomniana suita, muzyczne drogi Rogera Watersa i Rona Geesina zeszły się w roku 1970 podczas tworzenia ścieżki dźwiękowej do filmu dokumentalnego Roy'a Battersby'ego "The Body" opartego na książce popularnonaukowej Anthony'ego Smitha. Filmu na dobrą sprawę nikt już dziś nie pamięta. Uwielbienie dla awangardy i dźwięków pozamuzycznych Geesina oraz kompozytorski geniusz Watersa rozmiłowanego w koncept albumach sprawiły jednak, że wspólnie stworzony soundtrack popularnością przyćmił kinowego "ojca" i wytrzymał próbę czasu, bo mimo iż od jego powstania minęło już prawie pięćdziesiąt lat, to nadal zadziwia - nie chodzi nawet o to, że ta muzyka jest jakoś specjalnie wybitna, ale o fakt, że abstrakcyjny poziom jej dziwaczności jest do dziś rozpaczliwie wręcz innowacyjny. Bezprecedensowe dziwadła starzeją się wolniej.
"Music from the Body" to czysta dźwiękowa awangarda, podróż po niezbadanych jeszcze rejonach muzycznej mapy. Rozpoczyna się rytmicznym klepaniem po brzuchu połączonym z "klozetowymi" odgłosami wydalniczymi, bekaniem i dyszeniem, później natomiast pianino i cała paleta instrumentów smyczkowych maluje psychodeliczne pejzaże w stricte awangardowym stylu. Gdzieś pomiędzy dziwacznymi melodiami pobrzmiewa banjo i gitara akustyczna. Tylko w czterech utworach usłyszeć można "normalny" wokal - są one jedyną odskocznią od obłąkanego świata nietypowych dźwięków z "Music from The Body". Zresztą płyta ta w opozycji do współczesnych ścieżek dźwiękowych nie jest zwyczajną składanką, a - tak jak w późniejszej twórczości Rogera Watersa i Pink Floyd, pozbawioną przerw między utworami, spójną muzyczną wędrówką po dziwacznym świecie stworzonym przez dźwięk.
Kiedyś inny dziwak, tym razem świata literatury, Philip K. Dick na zarzut, że buduje w swych powieściach religię ze złomu odpowiedział, że „buduje z tego co ma pod ręką”. "Music from the Body" to muzyka stworzona z dźwiękowego złomu, hałasu codzienności i właśnie to sprawia, że tę płytę powinien znać każdy, kogo fascynuje dźwięk. Pokazuje jak stworzyć coś z niczego. Obłąkany krążek. Koniecznie posłuchajcie!
"Music From The Body" || UK 1970
Wydawca: Harvest Records
Wykonawca: Roger Waters, Ron Geesin
Gatunek: eksperymentalna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz