niedziela, 9 marca 2014

Triquetra - "Astroblues"

Nowa Triquetra może się podobać. Chłopaki nie grają wprawdzie rzeczy nowych, oryginalnych, niepowtarzalnych, ale nie w tym przecież tkwi esencja rocka. Rock to żywioł, bunt, młodość - a i przemawia za tym fakt, że choćby nawet siedemdziesięcioletni rock'n'rollowcy jakimś dziwnym trafem wciąż są niegrzecznymi chłopcami z gitarą. Nieokiełznanymi.

"Astroblues" to rzecz z gatunku hard rockowych z domieszką grunge'a. Formacja wpisuje się wprawdzie w nurt grania reprezentowany w naszym kraju przez takie kapele jak choćby Totentanz czy ostatnio Luxtorpeda, ale od Triquetry, w odróżnieniu do wcześniej wymienionych, nie czuć jeszcze tego swoistego wyrachowania, dopieszczania utworów w studiu przez co tracą one na witalności. Nie świadczy to, że Triquetra wypuściła w świat muzykę niedopracowaną. Wręcz przeciwnie, na "Astroblues" piosenki są porządnie zaaranżowane i zagrane, a przede wszystkim tętnią życiem. Stylistyką i intensywnością kapela przypomina mi nieistniejącą już chyba częstochowską grupę Rażeni Piorunem. Zarówno nasi dzisiejsi bohaterowie jak i chłopaki z Rażonych Piorunem nie przekonują do swojego brzmienia ani wirtuozerią, ani niezłym tekstem, nie są też w żaden sposób oryginalni - oni do muzyki przyciągają emocjonalnym kopytem jaki wybrzmiewa z każdego riffu (na "Astroblues" jest tu kilka takich naprawdę porządnych), wyśpiewanego wersu (Podolski wokal ma świetny, niezwykle elastyczny), czy uderzenia w bębny. Czuć w tym wszystkim kawał dobrej zabawy i radochy ze wspólnego grania.








Oryginalni nie są - powtarzam po raz kolejny. Ich "Jeszcze Rok" to swoiste połączenie southernowego gitarowego motywu jakby z "Blaze of Glory" Bon Joviego, a chórki to trochę takie polskie Led Zeppelin; "Władza" z kolei zaczyna się w stylu Metalliki i gdyby tylko wokalista po angielsku pokrzyczał, to zaraz by ktoś wieścił plagiat. Dużo jest tu również zapożyczeń z muzyki polskiej - czasem ostrzejsze Myslovitz, momentami T.Love, a taki na ten przykład tytułowy "Astroblues" to przecież z lekka zmodernizowane "Jestem sam" Pudelsów. I tak jak to śpiewał Maleńczuk: "grałem jazz, grałem punk, grałem rocka", tak i chłopaki z Triquetra balansują na pograniczu gatunków - jazzu wprawdzie u nich nie ma, ale punk, grunge i rock z dopiskiem hard już jak najbardziej.

Można by narzekać, na te nazbyt wyraźne inspirację i stylistyczną wtórność, ale po co, skoro płytki słucha się przednio? Mnie nowy album Triquetry oczarował przede wszystkim emocjonalnym magnetyzmem jaki bije od tych prawie czterdziestu pięciu minut grania. Jak ktoś lubi polskojęzycznego rocka w stylu choćby wspomnianych Totentanz czy Luxtorpedy, to po przesłuchaniu "Astroblues" muzycznej Ameryki wprawdzie nie odkryje, ale kawał porządnego gitarowego grania już i owszem. No i trochę strachu można się najeść, gdy Jakub Podolski śpiewa: "Tankuj do pełna, bo wyruszasz w drogę". Gdzie do pełna?! Nie w tym kraju! - pomyślałem, ale chłopaki zaraz sprowadzają słuchacza na właściwy tor słowami: "I polej jeszcze i polej na drogę i na drugą nogę by nie było żal". Taka Polska już mi zdecydowanie bliższa, a i taki polski rock, jaki grają chłopaki z Triquetra, przemawia mocniej, bo i to kawał porządnej, żywej muzyki - do tego w języku ojczystym.



"Astroblues" || Polska 2011
Wykonawca: Triquetra
Wydawca: własnym sumptem
Gatunek: Hard Rock

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz